1896 rok (z pamiętników mojego pradziadka Janusza Szweycera)


"Rok 1896 był to rok koronacji cesarskiej w Moskwie.(...) Z powodu koronacji wszystkim uczniom dano promocje bez egzaminów i rozpuszczono wcześniej na wakacje w maju. Tylko została sama 8-a klasa [gimnazjum w Częstochowie], zdająca maturę, do której nie dopuszczono jednego (Świderskiego, ryżego z Koziegłów) (...). Pisaliśmy na temat niespodziewany ćwiczenie głównie rosyjskiego "Zasługi Łomonosowa dla ruskiej literatury", - spodziewając się czegoś z Puszkina, Gogola lub Lermontowa lub historycznego tematu. Dostałem 5-tkę, jak również z łaciny i matematyki. Byłbym nie dostał tego medalu gdyby nie inspektor Alexiejewicz, który jak w roku poprzednim pomógł Janowi Turowi (prof. późniejszemu zoologii w Warszawie), że otrzymał medal srebrny tak i w tym roku jubileuszu i koronacji chciał żeby był choć jeden na parę lat medal. Otóż w ostatniej chwili mnie trochę "na piwo" jak mówiono, przerobił mi z 4-ki na 5-kę stopień z greckiego i tak normę potrzebną osiągnąłem".


1937 rok (http://rwd-dwl.net/pracownicy/przysiecki/index.htm - zwycięski lot z udziałem brata mojej Babci - Władysława Stronczyńskiego)


"(...) szczęśliwe daty wiążą się z okresem między 23 lipca a 1 sierpnia. Wtedy to odbył się w Zurychu IV Międzynarodowy Mityng Lotniczy. W zawodach wzięło udział siedem polskich załóg. Wszystkie startowały na samolotach RWD-13. Na maszynie Aeroklubu Warszawskiego noszącej rejestrację SP-BFC polecieli Eugeniusz Przysiecki, Mirosław Maciejewski i Władysław Stronczyński [brat mojej Babci]. Pierwszą konkurencją, rozegraną w dniu 23 lipca, był rajdowy zlot do Dübendorfu. (...) Trasa lotu prowadziła przez Katowice, Brno, Salzburg, Monachium, Strasburg, Bazyleę i Genewę do Dübendorfu. Dobrano ją tak, aby dawała jak najlepszy stosunek ilości przekroczonych granic i wykonanych po drodze lądowań do sumy przelecianych kilometrów. Brano także pod uwagę korzystne warunki pogodowe, unikając zapowiadanego silnego przeciwnego wiatru.

(...) O godz. 17:08 koła maszyny dotknęły docelowego lotniska pod Zurychem. Załoga Eugeniusza Przysieckiego, mająca za sobą 1630 kilometrów drogi, zajęła 13 lokatę. Aleksander Onoszko (SP-BJN, Aeroklub Warszawski) zdobył 18 miejsce, Kazimierz Kaczmarczyk (SP-BFT, Aeroklub Pomorski) 23, ppłk. Andrzej Chramiec (Aeroklub RP) 36. Zwycięzcą okazał się Francuz o nazwisku Clément lecący na małym samolociku "Taupin", który przeleciał zaledwie 750 km, przekroczył tylko jedną granicę i uzyskał zawrotną średnią prędkość przelotową wynoszącą... 68,1 km/h! Cóż, tak to bywa kiedy nad wysiłkiem pilotów i konstruktorów górę biorą skomplikowane wzory matematyczne służące do obliczenia zdobytych punktów i faworyzowania pewnej kategorii płatowców...

Następnego dnia rozegrano Konkurs Samolotów Sportowych i Turystycznych.(...) Oceniano wyposażenie samolotu, składanie skrzydeł, rozruch silnika, start i lądowanie oraz prędkość wznoszenia.(...) W tej próbie pilot miał za zadanie wznieść się jak najprędzej z wysokości 500 metrów na 2500. Przysiecki wykazał się jednak sprytem i pomysłowością. Wiedząc, że lotnisko Dübendorf położone jest na wysokości 499 m n.p.m. zaraz po starcie przytrzymał samolot tuż nad ziemią na całej długości lotniska, po czy, rozpoczął wznoszenie na najkorzystniejszym kącie natarcia. Dzięki tak dobranej taktyce Polak stracił tylko dwa punkty w stosunku do Szwajcara [Fretz'a].

Po tych zmaganiach nadszedł wreszcie czas na decydującą rozrywkę - lot okrężny. (...) Czasy wylotu były obliczone tak, by zwycięzca lotu był zarazem zwycięzcą całego konkursu. Na dwie i pół godziny przed rozpoczęciem wyścigu załogi otrzymały mapy z zaznaczoną trasą. Jako pierwszy wzbił się w powietrze SP-BFC Eugeniusza Przysieckiego i jego towarzyszy.(...) Pod koniec (...) etapu Przysiecki wyprzedzał Fretza już tylko o trzy minuty. (...) Ostatecznie jednak, po 3 godzinach i 32 minutach lotu, SP-BFC pierwszy przekroczył linię mety w Dübendorfie. Samolot Fretz'a przyleciał 41 sekund później.".


1953 rok (w tym roku złożył ją mój dziadek Stanisław Merklinger)


PRZYSIĘGA WOJSKOWA

Ja, obywatel PRL (słownie), stając w szeregach WP, przysięgam Naród. Pol. być uczciwym, zdyscyplinowanym, mężnym i czujnym żołnierzem, wykonywać dokładnie rozkazy przełożonych i przepisy regulaminowe, dochować ściśle tajemnicy wojskowej i państwowej, nie splamić nigdy honoru i godności żołnierza polskiego.

Przysięgam służyć ze wszystkich sil Ojczyźnie, bronić niezłomnie praw ludu pracującego, zawarowanych w Konstytucji, stać nieugięcie na straży władzy ludowej, dochować wierności Rządowi PRL.

Przysięgam strzec niezłomnie wolności, niepodległości i granic PRL przed zakusami imperializmu, stać nieugięcie na straży pokoju w braterskim przymierzu z Armia Radziecka i innymi sojuszniczymi armiami i w razie potrzeby nie szczędząc krwi ani życia mężnie walczyć w obronie Ojczyzny, o święta sprawę niepodległości, wolności i szczęścia ludu.

Gdybym nie bacząc na te moja uroczysta przysięgę obowiązek wierności wobec Ojczyzny złamał, niechaj mnie dosięgnie surowa ręka sprawiedliwości ludowej.


2007 rok (z książki pt.:" Przypisy do życia", napisanej przez Martę Wykę - kuzynkę mojego Taty, s. 60-61).

"Dopowiedzenie trzecie: drzewo Wyków.

Rodzina była bardzo rozgałęziona. To drzewo próbowała odtworzyć [pra]wnuczka Wojciecha i Marii, Marta Czerwieniec. Ale pamięć o jego gałęziach już u nas wszystkich jest martwa, i tylko małe odnogi pobudzają wyobraźnię.(...)

Pozostaje więc tylko uchwycić się małych śladów, które mówią więcej o rodzinie. Choćby fortepian - tego czarnego bechsteina z 1898 roku kupił Wojciech Wyka dla córki aż w Warszawie; przywiózł go zaś do Krzeszowic wozem drabiniastym. Taka zacięta była ta rodzina w artystycznych kwestiach! Matka mojego taty pisała piękne, literackie listy, choć nie była kobietą wykształconą. Jej córka miała zostać artystką. Jej synowie zawody mieli średnio praktyczne: Kazimierz - uczony i literat, Zygmunt - architekt, w wolnych chwilach wysyłający z Anglii do rodziny ogromnej objętości listy. Wnuczki, córki Kazimierza, też ciągnie do sztuki. (...)".

 

[ Powrót na stronę główną ]